Często kurs przedmałżeński kojarzy nam się z czymś, co trzeba zaliczyć, mieć z głowy, jako jeden z elementów formalności. Czy po to na niego idziemy?
Poszukajmy
Jednym z często przywoływanych argumentów przeciwko kursom jest to, że są one po prostu… kiepskie, nie warte uwagi ani czasu. Dlatego też wolimy go załatwić szybko, w jeden weekend.
Jeśli chcemy mieć poczucie sensu kursu małżeńskiego, to włóżmy trochę wysiłku w to, żeby znaleźć taki, który nam najbardziej odpowiada. Potrzebujemy rzetelnych treści? A może zależy nam na historiach małżeństw? Znajdźmy w sobie determinację, żeby szukać nie tylko w swojej miejscowości, ale także gdzieś dalej.
Skorzystajmy
Warto pójść na kurs przedmałżeński z myślą, że chcemy z niego skorzystać. Jasne, nasze oczekiwania może rozczarować rzeczywistość, ale spróbujmy zabrać z tego kursu to, co dobre i to, co ważne.
Może to będzie tylko sposób w jaki patrzą na siebie małżeństwa opowiadające o swojej historii? A może zrozumiemy sens przysięgi małżeńskiej? Spróbujmy znaleźć pozytywy i skorzystać z nich.
Działajmy
Czy kurs przedmałżeński to jedyna rzecz, która ma nas przygotować do małżeństwa? Oczywiście, że nie, dlatego działajmy. Czytajmy, słuchajmy, oglądajmy.
Nie polegajmy tylko na kursie, on może być jednym z wielu dobrych narzędzi do przygotowania się do małżeństwa, ale nie jedynym. Trzymamy kciuki za to, żeby chciało się nam tak jak się nie chce :).